Dobry wieczór😊 Tak jak postanowiłam, uzupełniam wszystkie zaległe wpisy. Dziś wspominam jesień i pewne słoneczne popołudnie spędzone z aparatem i… kotem (dokładnie kocicą) w rejonach mojego ogródka. Już trochę jesiennego, ale jeszcze ze swoim urokiem. Znacie już moje zwariowane koty, bo nieraz pojawiały się na publikowanych przeze mnie zdjęciach. Moja kocica lubi ze mną chodzić, bo może się otrzeć o nogi, pomiziać, wygrzać na słoneczku, a najbardziej jej pasuje kiedy robię zdjęcia na leżąco w trawie (tak, tak- nieraz ujęcie tego wymaga 😉 ), bo może wtedy łatwo mi wskoczyć na plecy. Pierwsze zdjęcie śmiało nazywam “jesienną pocztówką”:)
Przyroda czyni cuda:)
Niby zwykła nasturcja, a jaka piękna…
Jesienią bluszcze wyglądają oszałamiająco. Te barwy…
Liście mirabelki przybierają kolor owoców…
Czerwony klon… nie musi kwitnąć, aby być pięknym…
Nie wiem co to za roślina. Dziko rośnie, ale jest cudowna i puchata.
Resztki po kolorowym buraku naciowym.
Moje perełki… ale czy zdarzą dojrzeć…?
Ostatnia, trochę wyrośnięta kolorowa sałata.
Premiera w ogródku – seler naciowy.
Moje soczyste, chrupiące jabłka.
Bluszcz z oryginalnym kwiatostanem.
Moja przyjaciółka wypraw fotograficznych;)
Roztrzepana jesień…;)
Jesień też bywa piękna, tylko trzeba umieć widzieć… czego Wam życzę:)