Zaczynam nową kategorię na blogu. Będę tu sobie bazgrać 😉 o tym, co lubię czyli o kuchni. Między innymi przedstawię Wam moje kulinarne osiągnięcia, opowiem o konkursach, moim królestwie foremek i bibelotów kuchennych, księgozbiorze kulinarnym i….takie tam : )No to zaczynamy:
Przepisy zaczęłam zbierać będąc jeszcze w podstawówce. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zakocham się w kuchni. Były to wycinki z babcinych gazet i kartki z kalendarza, czasem bez zdjęcia lub czarno-białe. Potem w kolekcji pojawiały się pierwsze czasopisma, pierwsze książki. Ale najcenniejsze, najbardziej wartościowe są przepisy zebrane w zeszytach. Takie własnoręcznie zapisane i sentymentalne. Zeszyty są wręcz obrzydliwie umorusane resztkami ciast i innych potraw. Ale to tylko świadczy o tym , że były namiętnie 😉 wykorzystywane i przez to są …epickie! (to takie fajne dzisiejsze określenie 😉 ) Przepisy w tych zeszytach pochodzą przeważnie od znajomych czy rodziny, a znalazły się w zeszycie, bo albo ich spróbowałam i zapałałam chęcią zrobienia, albo ktoś szczególnie polecał jakąś potrawę. Tak było na początku mojej zeszytowej kariery 😉 Potem zaczęłam sama wymyślać potrawy i je zapisywać. I tak oto zapisuję już piąty zeszyt.
Trochę sponiewierane, ale widać “medyczne” opatrunki.
Pierwsze przepisy zapisywane z dokładnością co do cm długości , w tym przypadku,( na zdjęciu), chrzanu. Bo gamońka, dopiero się uczyłam 😉
“Cudne” szkice sposobu wykonania.