Rozjeździliśmy się po okolicy, a tu na miejscu w Kętrzynie są też miejsca, które warto zobaczyć, odwiedzić… spróbować ? I to właśnie uczyniliśmy w pierwszy dzień ostatniego tygodnia pobytu tu. Zwiedziliśmy bardzo urokliwy zamek krzyżacki, jest to budowla gotycka pochodząca z drugiej połowy XIV w. Zobaczyliśmy też monumentalną Bazylikę Kolegiacką św. Jerzego, najlepiej zachowany kościół obronny na Mazurach. A uczta tym razem była w Zajeździe pod Zamkiem, który kilka lat temu przeszedł rewolucję Magdy Gessler. Spróbowałam pulpetów z dzika w sosie własnym z dodatkiem grzybów, ziemniakami i surówką buraczaną. Pulpety bardzo mięsne, z posmakiem lasu czyli wyczuwalną nutką jałowca, kremowym sosem – dobrze doprawione. Kolega tym razem poszedł w klasykę czyli kotlet schabowy, olbrzymich rozmiarów, dobrze wysmażony bo przyjemnie chrupał i zasmażana kapusta. A czymś niepowtarzalnym były pączki …z wątróbką. Tak, z wątróbką, nie pomyliłam się ? Smak dla koneserów, ciekawy, nietypowy – myślę, że wart spróbowania.
Mikołajki, filet z suma… łabędzie i zachód słońca ;)
Po tak trudnej lekcji historii, słońce i chęć zwolnienia kroku po zwiedzaniu rozległej kwatery zaprowadziło nas do Mikołajek. Miejscowość nieduża, typowo turystyczna, a o tej porze roku jeszcze trochę ospała, ze znikomą ilością turystów – co akurat w tym momencie działało na plus. Można było spokojnie siąść w restauracji, nad brzegiem jeziora i złapać jeszcze trochę promieni słonecznych…no i oczywiście wszamać coś ?. Tym razem wybrałam filet z suma z sosem borowikowym, cząstki ziemniaczane zapiekane z ziołami i surówki. A mój kolega dla odmiany osłodził sobie życie spoooorą porcją lodów. A potem były łabędzie i śliczny zachód słońca… no i niedziela zaliczona ?
Porządna lekcja historii… Wilczy Szaniec
W sobotę było pięknie – słonecznie, ponad 20 st. ciepła, no więc krótki rękawek i w świat. Niedziela równie ładna, więc kolejna wycieczka zaliczona, tym razem to Wilczy Szaniec czyli położone w sercu Mazur ruiny kwatery głównej Adolfa Hitlera. Kiedyś, jak „mówi” Internet, było tu 200 budynków, w tym baraki, schrony, elektrownia, dworzec, wodociągi, ciepłownia, centrale dalekopisowe i mieszkało 2000 osób, w tym: Adolf Hitler, Hermann Goring, Heinrich Himmler, Martin Bormann, Wilhelm Keitel, Joseph Goebbels. Tutaj też w 1944 r. pułkownik hrabia Claus Schenk von Stauffenberg dokonuje nieudanego zamachu na Adolfa Hitlera. W chwili obecnej są to już tylko ruiny, ale kiedy trafi się na taką przewodniczkę – pasjonatkę ( na którą na szczęście myśmy trafili) historia ożywa na nowo.
Krem kasztanowy, wyborna kaczka, restauracja w “Hotelu Krasicki” i zamek w Lidzbarku Warmińskim…
Kolejny dzień przygód historyczno – kulinarnych ? Tym razem zamek biskupi z XIV wieku w Lidzbarku Warmińskim, jeden z najcenniejszych zabytków architektury gotyckiej w Polsce. A kulinarnie – restauracja w „Hotelu Krasicki”, tuż obok zamku. Skusiła mnie zupa – krem z kasztanów i … to był dobry wybór. Niecodzienny, wysublimowany smak, ładnie podana potrawa i bardzo klimatyczne miejsce ( co widać na zdjęciach). A potem kaczka z pęczakiem i lekkim śmietanowym sosem i modra kapusta z żurawiną. Zręcznie dobrane smaki: wyrazisty smak mięsa z kaczki, delikatny, kremowy smak pęczaku z sosem migdałowym i kapusta, której smak wyrósł dzięki podkreśleniu przez dodatek żurawiny. Odczuwa się tu wyraźnie doświadczenie i kunszt szefa kuchni i twórcy przepisów.
Mazury na talerzu w “Ryńskim Młynie”, regionalne produkty i okazały zamek Ryn…
Zaległości mi się we wpisach robią, bo ciągle wędrujemy, wracamy późno i czasu mało. No, ale nie o tym…tylko o tym co znów estetycznie me (?) oko pocieszyło i co kulinarnie połechtało podniebienie. Tym razem był to zamek Ryn, regionalne produkty i talerz ziemniaczanych smakowitości, z których słynie mazurska kraina.
Kociołek z sandaczem i szyjkami rakowymi w Giżycku…wakacyjnie ;)
Ahoj! Witam Was tak po marynarsku, bo choć nie ma tu morza, to wody wkoło pod dostatkiem, ponieważ jestem w krainie największych jezior w Polsce, co już zdążyliście zauważyć po ostatnich moich wpisach. ? Miejscem, jakie odwiedziliśmy z kolegą podczas naszej wczorajszej wędrówki kulinarno – historycznej było Giżycko i jezioro Niegocin, twierdza i zamek, szyjki rakowe w kociołku i kolorowe piwo w restauracji „Papryka”. Oczywiście to on jest przewodnikiem od strony historycznej i wyszukuje ciekawe miejsca wędrówek, a ja szperam, gdzie można coś ciekawego zjeść, a potem staramy się to ciekawie połączyć. Bywa też tak, że miejsca pojawiają się spontanicznie… gdzieś z okna wypatrzony szyld z jedzonkiem albo… wieżyczka zamku. Giżycko to ładne, zadbane i typowo turystyczne miasteczko. I znów fakt, że do sezonu jeszcze trochę czasu spowodował, że nie było nigdzie tłoczno. Twierdza ukazała się w swojej wielkości i przemyślności. Zamek wyremontowany i zagospodarowany na hotel pozwalał wyobrazić sobie swoją dawną rolę. Jezioro i jego skrząca od słońca tafla… zacumowane, kołyszące się na wodzie kutry… śpiewające mewy… to wszystko powodowało wakacyjny nastrój?Restauracja wypatrzona ( dzięki menu na szybie) z okna, mile zaskoczyła Kociołkiem Rybaka z filetami sandacza i rakowymi szyjkami w cudownie, po mistrzowsku doprawionym rosołku z pomidorami –odpowiednia ostrość, niezbędny kwas przysługujący daniom z ryb, lekka słodycz pomidora, zielenina, cały czas podgrzewane w kociołku – palce lizać! ? Do tego grzaneczka i w, moim przypadku, zielone piwo (z syropem kokosowym i curacao). Moje podniebienie zostało zadowolone ?
Wykwintne ślimaki…kołduny baranie w prawdziwym rosole i ruiny zamku w Szestnie
Dzień doberek ? Jakże przyjemnie jest na wycieczkach historyczno – kulinarnych…to ja wiem! A Wy sobie możecie tylko wyobrazić… no i pozazdrościć ? Czasem można na drodze tych wędrówek spotkać ciekawych ludzi, którzy całkiem bezinteresownie poświęcą Ci swój czas….czyli można jeszcze dziś odnaleźć w człowieku człowieka…Wtorkowa trasa zaprowadziła nas do ruin zamku w Szestnie. I były to faktycznie …ruiny. Potrzeba było dużej wyobraźni, żeby zobaczyć w tym miejscu zamek. Tuż obok niepozorny budynek – Zajazd Staropolski, o wyglądzie i wyposażeniu…z lat …trochę wcześniejszych – sami zobaczcie na zdjęciach i oceńcie. Moja kulinarna ciekawość spowodowała, że jednak tam weszliśmy – i bardzo dobrze. Pani Zosia, prowadząca lokal uraczyła nas opowieściami o swojej pasji, jaką jest gotowanie (rozumiałam ją wyjątkowo dobrze? ), o historii lokalu, recepturach….itd. – to było przyjemne. Ale co mnie najbardziej zachwyciło to smak ślimaków z masełkiem czosnkowym i maciupeńkie kołduny z mięsem baranim, podane w prawdziwym rosole – żółciutkim, z okami tłuszczu. Wszystko doprawione tak jak lubię, czyli ze smakiem. Czyż przygody nie są piękne…?
Sanktuarium w Świętej Lipce i zamek krzyżacki, (który został kościołem) w Bezławkach
Pierwszego dnia moich mazurskich wędrówek chyba odbyłam pielgrzymkę…? No bo jak nazwać wizytę w Sanktuarium, do którego przybywa wielu pielgrzymów? No i niech tak będzie. W związku z tym, że nie jest to jeszcze sezon wakacyjny i urlopowy, można w spokoju i …zadumie, przypisanej takim miejscom, wszystko dokładnie zwiedzić. Piękne miejsce – takie majestatyczne i bardzo dostojnie i bogato wyglądające. Zresztą zobaczcie zdjęcia.
Święta Lipka jest to znane Sanktuarium Maryjne, którego kustoszami są Ojcowie Jezuici. W średniowieczu przyciągało pielgrzymów z Prus i Warmii i dalekich stron Polski. Jest to również niezwykły obiekt zabytkowy zaliczany do najwspanialszych okazów późnego baroku w Polsce. W zespole architektonicznym, który składa się z kościoła, krużganku i klasztoru zachowały się w stanie prawie nie zmienionym bogate dekoracje w postaci rzeźb w kamieniu i drewnie, malarstwa ściennego, obrazów na płótnie, wyrobów złotniczych i snycerskich dzieła artystycznego kowalstwa i ślusarstwa. – tak mówi internet.
Zamek w Reszlu i pyyyyszna szarlotka;)
Mazury i zamki…zamki i Mazury…,a do tego jakieś grzeszne – niedietetyczne pyszności…?A co tam! To cudowna wycieczka, choć nie wakacyjna, ale świetnie odpręża i relaksuje. Zamek w Reszlu nie jest może ogromnym zamczyskiem, ale ma swój urok, swoją wieżę, lochy, hotel i restaurację. Targają mną klaustrofobiczne… fochy, a mimo to weszłam na wieżę, więc… nagrodziłam siebie pyszną szarlotką z bitą śmietaną i lodami. Ciasto z mnóstwem jabłek, płatkami migdałowymi, do tego czekoladowa polewa, piękny aromat…warto było pokonać słabości ?
Słodkości z jarmarku – cz. 4 – ostatnia z tej wycieczki ;)
Oj jak słodkości kusiły…! Całe stosy barwnych, pachnących pierników, ciast, pączków z chałwą, prażonych orzeszków, żelków, bakalii itd. Trafiłam też na produkt regionalny ( a uwielbiam takie perełki) tj. kołocz śląski z serem i inny z makiem – skusiłam się – spróbowałam (ale taki malutki kawałeczek) – pycha 😉 Regionalne były również pierniki wrocławskie.